Alaneiz's Blog …Gwiezdne dzieci…

strona poświęcona ,,duchowej,, stronie życia..

atlantyda i statki mandźit

Parę dni temu natrafiłam na książkę w swoich zbiorach ,ktora zaciekawiła mnie w związku z dosyć dobrym opisem ostatnich dni Atlantydy oraz początków Egiptu …. dosyć fascynujace choć nie do końca zgadzam się z obliczeniami Patricka dotyczące ,,przebiegunowania ,,po raz kolejny ziemi… choć wiele ciekawych spostrzeżeń mozna uznać za całkiem prawdopodobne co do faktycznych wydarzeń..

Polecam oczywiście cała książkę ,,proroctwo oriona,,

o to kilka fragmentów z książki Patricka Geryl-a” dotyczących Atlantydy

Ozyrys

Historia Ozyrysa (Oriona) rozpoczyna się w roku 10 000 p.n.e. L’An-Nu, naj­wyższy kapłan kraju Aha-Men-Ptah [Atlantydy] zwołał naradę. Miał niepokojące wieści.

Dzięki matematycznym obliczeniom układów gwiezdnych był w stanie prze­widzieć datę końca istniejącego świata, opierając się na danych dotyczących po­przedniego kataklizmu – 21 lutego 21312 roku p.n.e. – kiedy to Atlantyda została częściowo zniszczona (Ziemia obróciła się wówczas w zodiaku o 72°).

Wiadomość przekazana przez kapłana była szczególnie bolesna i bezlitosna:

– Bracia, zebraliśmy się dzisiaj, by mówić o straszliwych wydarzeniach, któ­re dotkną naszych prawnuków! Musimy bez chwili wahania zorganizować wę­drówkę naszego ludu w inne strony ziemi. Oznacza to olbrzymią długotrwałą pra­cę!

Zebrani zaczęli szemrać i wnet podniosła się fala protestów. Ale najwyższy kapłan był nieprzejednany:

– Nie opieram się na tekstach religijnych, ale na obliczeniach matematycz­nych, których każdy może dokonać. Wszelkie ruchy gwiazd i planet odbywają się harmonijnie, zgodnie z wolą Boga. Wiemy z pewnością, że „Niebiańskie układy matematyczne” mają wpływ na wszystkie żywe organizmy na Ziemi poprzez ukła­dy gwiazd, które wyrażają. To jedno. Następnie, obliczenia moich poprzedników, jak również obliczenia uczonych z naszego Podwójnego Domu Życia z Septa-Re-rep mówią wyraźnie: czeka nas katastrofa o nieznanych jeszcze rozmiarach. W cza­sie poprzedniej północ naszego kraju stała się ogromnym lodowcem, a inne rejony świata zostały zniszczone. Tym razem nasz kraj całkowicie zniknie z powierzchni Ziemi. Raz jeszcze sprawdziłem obliczenia naszych uczonych i jedyne, co mogę stwierdzić, to że cały nasz ląd znajdzie się pod wodą! Nie pozostanie nic, więc jeśli nie podejmiemy teraz środków zaradczych, nie pozostanie nikt, kto by opowiedział naszą historię i stanie się ona własnością królestwa umarłych! imagesCAJX4C8Y

Większość słuchaczy, przejęta tym, co usłyszeli, milczała. Wreszcie jeden z najstarszych członków rady przemówił z największym przejęciem:

– Nie wątpię w potęgę twoich słów! To logiczne, byśmy przyjęli wielki kata­klizm za pewnik; sprawę wyjścia w świat trzeba omówić jak najspokojniej. Ale to oznacza konieczność zbudowania tysięcy statków! Nie mówiąc już o zapasach żyw­ności dla milionów ludzi! Przygotowanie będzie wymagało pracy całych pokoleń!

L’An-Nu przemówił ponownie:

– Boskie Prawo przesądza zarówno o harmonii niebios, jak o matematycz­nym ruchu Ziemi w czasie. W oparciu o to ci, którzy posiedli Wiedzę o Liczbach, byli w stanie ustalić dokładną datę, a także przyczynę katastrofy. Wydarzy się ona za 208 lat [27 lipca 9792 roku p.n.e.]. I jest nieunikniona! Śpieszcie się zatem, czcigodni członkowie rady, z podjęciem koniecznych środków, tak by za dwa stulecia każdy mógł opuścić naszą ziemię i znaleźć nową ojczyznę. Pierwsze oznaki tego, co nas czeka, są już widoczne na horyzoncie, wschodzące Słońce stało się bowiem bardziej czerwone! Tym zakończę: wschód przybierze kolor czerwony, tak czerwony, jak nasza krew, bo nasze mocarstwo skazane jest na śmierć!

To wywarło pożądany efekt. Już następnego dnia podjęto pierwsze prace nad przygotowaniem wielkiej wędrówki w nieznane kraje.

Mijały lata. W roku 9842 p.n.e. królowi Gebowi i królowej Nut urodziło się pierwsze dziecko. Był to syn, a jego matka nazwała go imieniem gwiazdozbioru dominującego na południowej stronie nieba: Ozyrys (lub Orion).

. Hieroglify opisujące życie Izydy i Ozyrysa

Miał on zostać 589. panem Aha-Men-Ptah (Aha-Men-Ptah zostało nazwane Atlantydą dużo póź­niej przez greckich filozofów). W roku 9841 p.n.e. przyszedł na świat jego brat, Set, a w rok później siostry bliźniaczki: Izyda i Neftyda. Obie dziewczynki były przez wszystkich kochane, ale Set zachowywał się od początku jak mały tyran. Zazdrościł siostrom miłości ludu, a najbardziej złościło go, że nie był następcą tronu.

Izyda lubiła się śmiać i często widywano ją w towarzystwie Ozyrysa. Król Geb, widząc coraz silniejsze więzi między nimi, postanowił, że powinni się po­brać. Ceremonia zaślubin odbyła się w obecności tłumów. Nie było tylko Seta, który wpadł w szał na wiadomość o tym małżeństwie. Odjechał w gniewie, gro­żąc zemstą i bratobójstwem!

Ze związku Ozyrysa i Izydy urodził się Horus. Równocześnie Set gromadził przeciw bratu stale rosnącą armię. Wielu z tych rebeliantów buntowało się prze­ciwko narzuconym, przymusowym pracom nad środkami mającymi służyć ochro­nie przed nadchodzącą katastrofą. Nie chcieli uczestniczyć w działaniach, w któ­rych potrzebę nie wierzyli.

W tych trudnych czasach Ozyrys w wieku 32 lat objął władzę nad państwem. Był rok 9805 p.n.e., zaledwie 13 lat przed datą kataklizmu. Ozyrys niezwłocznie podjął środki zapewniające mu wierność mieszkańców. Uformował armię, której zadaniem było nie tylko zwalczenie rebeliantów, ale także ochrona portów i ma­gazynów żywności. Strzeżono tysięcy łodzi, gdyż wiele z nich zmarnowało się i stało się tylko drewnem na opał. Trzeba było przeprowadzić dokładną reorgani­zację, tak by zapewnić bezpieczną ewakuację lojalnych poddanych.

Set sprawił, że w kraju zapanował chaos. Niewiarygodne ilości materiałów przygotowanych na wędrówkę niszczały bezużyteczne lub zostały rozkradzione. Set wprowadził morderczą dyktaturę, którą przypieczętował odesłaniem do pała­cu dwóch posłów – w trumnach, z odciętymi głowami. Przesłanie było jasne: żad­nych układów.

Pozostały już tylko trzy lata. Horus był 24-letnim mężczyzną, kiedy jego wuj zajął siódmą z kolei prowincję i nakazał natychmiastowe zniszczenie 4000 stat­ków mandżit. Te niezatapialne okręty miały zapewnić przeżycie 30 000 miesz­kańców prowincji! Po dokonaniu tego bezsensownego zniszczenia sytuacja nie ulegała zmianie przez prawie trzy lata.

Na parę tygodni przed datą kataklizmu Set gwałtownie zaatakował. Wieczo­rem 26 lipca udało mu się przez zaskoczenie zdobyć stolicę. Rzeczywiście, wszy­scy byli tak zaprzątnięci nadchodzącą katastrofą, że nie zapewniono miastu do­statecznej obrony.

*****************************************************************************************************

Był 27 lipca 9792 roku p.n.e., ostatni dzień istnienia Atlantydy. Nastąpił nie­realny, dziwny początek dnia – bez słońca na niebie – wszystko pokryły opary gęstej czerwonawej mgły. Tłumiła ona dźwięki i pochłaniała światło słoneczne. Trudno było oddychać, bo powietrze przesycone było ostrym odorem trupów. Lu­dzie na kontynencie zrozumieli, że zaraz nadejdzie to co nieuniknione. Wszyst­kich ogarnął potężny strach przed dramatem, jaki miał się rozegrać i w każdym zbudził się instynkt przetrwania.

Nie ma słów, by opisać panikę, jaka wtedy powstała! Zapis w kronikach daje wyobrażenie o strachu, jaki opanował ludzi. Poranek przeszedł w dzień, ale nikt nie był w stanie zorientować się w czasie, bo Słońca nie było widać spoza gęstej mgły, która przybrała teraz kolor krwawej czerwieni.

Horus pojął, że to koniec jego państwa. Zrozumiał też, że jeśli jego ludzie tak bardzo się boją, buntownicy muszą być przerażeni o wiele bardziej. Postanowił to wykorzystać i zadać ostateczny cios wojskom wuja. Wyjaśnił krótko swój plan dowódcom, bardzo tym przejętym. Obiecał żołnierzom, że będą mogli wraz z ro­dzinami opuścić w porę kraj. Straszna cisza spowodowana mgłą, dziwna czerwona poświata i smród nie do zniesienia sprawiały, że żołnierze nieomal odchodzili od zmysłów. W rezultacie walczyli z nieprzyjacielem niezwykle gwałtownie – ale jak we śnie, bo dookoła wszystko przesłonięte było mgłą, niepozwalającą do­strzec niczego wyraźnie.

Wówczas dał o sobie znać wszechogarniający gniew niebios. Pierwsze lek­kie wstrząsy ziemi położyły kres bitwie. Nikt nie mógłby wygrać, bo wszyscy zginęli! Wielu padło, drżąc ze strachu na widok złowieszczych pęknięć ziemi. Wstrząsy trwały, a otaczająca wszystko mgła zaczęła rzednąć.

****************************************************************************************************

W królewskim porcie stało tysiące łodzi mandżit, słynących jako niezatapial­ne. Były one ściśle strzeżone i miały na pokładzie wszystko, co potrzebne do przeżycia: zapasy wody, jęczmiennego chleba, zboża itd. Ewakuacja przebiegała bez zakłóceń, ponieważ wcześniej ją przećwiczono. Setki tysięcy ludzi błyska­wicznie znalazł się na statkach. W tym samym czasie ewakuowano rodzinę królewską i najwyższych kapłanów. Każdy udawał się na przeznaczone dla niego od dawna miejsce na statku. Tym ludziom przygotowania rozpoczęte przed laty opła­ciły się teraz stokrotnie! Najwyższy kapłan spokojnie wydawał rozkazy, które były skrupulatnie wykonywane. Cała armada uwoziła skarby w bezpieczne miej­sce. Nikt nie znał rozmiarów katastrofy, ale każdy wyobrażał sobie najgorsze.

Zaczęły wybuchać odległe o setki kilometrów wygasłe od 1000 lat wulkany. Z niezmierną siłą wyrzucały w powietrze skały, ziemię i pył, więc mgła znowu zgęstniała. Deszcz drobnych kamyków spadł na stolicę i na port, raniąc i zabija­jąc wielu ludzi. Wybuchła panika. Tłum runął do portu, każdy rzucał wszystko, cokolwiek miał ze sobą, byle dotrzeć tam jak najprędzej. Wszelkie rozumne dzia­łanie ustąpiło przed przemożnym pierwotnym instynktem przetrwania. Żołnierzy w porcie tratowała nawała oszalałych ze strachu ludzi. Ciżba ludzka rzuciła się do łodzi z papirusu pokrytych żywicą i smołą dla uszczelnienia i wzmocnienia. Przerażenie, wywołane potwornymi, niewiarygodnymi wydarzeniami, sprawiło, że ludzie zapomnieli o wszelkich zasadach bezpieczeństwa. Zamiast wsiadać do łodzi najwyżej po 10 osób, ludzie walczyli, by dostać się na najbliższy statek mandżit. Setki statków wraz z pasażerami zatonęło zaraz po odpłynięciu, a nawet zanim odbiły od brzegu. Tysiące nieszczęśników zginęły w porcie, który już za chwilę przestał istnieć.

***************************************************************************************************

Tego dnia, dnia, który wydawał się nie mieć końca (27 lipca) 9792 roku p.n.e. przypieczętowany został los kraju Aha-Men-Ptah. Na południowym skraju toną­cego kontynentu pływały łodzie mandżit -jak wierzono, niezatapialne. Teraz przy­szedł czas, by dowiodły słuszności tej opinii.

Na zachodzie kataklizm w dalszym ciągu rozświetlał niebo krwawą czerwie­nią. Ale czy był to naprawdę zachód? Sztorm wzmagał się. Fale o wysokości wielu metrów waliły się na łodzie. Woda dostawała się pod pokład, co utrudnia­ło utrzymanie statków w równowadze. Po krótkim okresie względnego spokoju żywioły znowu się rozszalały. Tym razem był to cyklon, który rozbił na drzazgi część łodzi z kruchego papirusu.

Rys 10 Jest to jeden z najbardziej znaczących rysunków, wyrytych na ścianach egipskich świątyń. Ukazuje ucieczkę Ozyrysa, Horusa i Izydy. Pośrodku królowa Nut, która opiekuje się nimi. Po lewej stronie wyobrażona jest woda, a po prawej zniszczona łódź

Samotni wobec tych ogromnych mas wody, kapitanowie statków starali się walczyć z naturą. Ale jeszcze nie nadszedł kres niemożliwości. Na czerwienieją­cym, ale spokojnym teraz niebie ludzie ujrzeli nagle słońce, wschodzące gwał­townymi skokami nad horyzont. Zrozpaczeni patrzyli na ten fenomen natury, z całej siły chwytając się relingu, by utrzymać się na pokładzie.

W kilka chwil później słońce znowu znikło i ponownie zapadła noc! Ku zdu­mieniu patrzących, gwiazdy poruszały się tak samo gwałtownie, jak przedtem słońce. Następnie pojawił się księżyc, pędzący tak szybko po niebie, że wydawa­ło się, że za chwilę roztrzaska się, spadając na flotyllę! Cała ta noc trwała zaled­wie niepełną godzinę!

Nikt nie wiedział, co się dzieje – nikt nie mógł stwierdzić, czy po tym dniu nastąpi inny, czy już nie. Horyzont stał się szkarłatny i nieziemsko jasny, tajemni­czy i niezbadany! Wszyscy sądzili, że to już koniec.

I był to koniec ich świata, który zginął w gigantycznym trzęsieniu ziemi. Wszystko przepadło, pozostała tylko mgła!

Na horyzoncie znowu zapanował spokój. Deszcz płonących kamieni nadle­ciał z daleka i wzburzone morze się rozświetliło. W deszczu ognia ci, którzy prze­żyli, zrozumieli, że byli świadkami ostatnich konwulsji przedśmiertnych kraju Aha-Men-Ptah. Dla wielu ludzi było to wprost niepojęte: przecież od pokoleń ta ziemia była ośrodkiem świata. Teraz rozsypała się w gruzy, znikła w morzu, opuś­ciła ich już na zawsze. Ci, którzy mieli dobry wzrok, byli w stanie mimo oparów fioletowej mgły dostrzec, jak ostatnie góry zapadają się w morze. Nic! Nic nie pozostało!

Zatapianie lądu spowodowało podniesienie się wód na nowe, niespotykane wysokości. Wysoka, 12-metrowa, szeroka na kilka kilometrów fala przypływów toczyła się w kierunku statków, unosząc ze sobą wszystko, co napotkała na dro­dze. Setki ludzi wpadły do morza, ale na szczęście wielu przywiązało się do masz­tów linami od żagli. Izyda i Horus owiązali się razem sznurem na swoim statecz­ku – to samo zrobiły Neftyda i Nut oraz ich towarzysze. A także Set! Udało mu się uciec i rozglądał się teraz za swoimi rebeliantami.

Horus zaczął snuć plany strategiczne, starając się nie pamiętać o nieznośnym bólu. Jeśli pozostanie na tym stateczku, nigdy się nie uratuje; by przeżyć, musi dostać się na ląd.

Jak się to wszystko stało? – myślał. Od Mistrza Matematycznych Układów Niebieskich dowiedział się, że Ziemia jest kulą, podobnie jak Słońce i Księżyc. Obserwacja i szybkie obliczenia układów geometrycznych, jakie tworzyły plane­ty i inne ciała niebieskie, odkryły uniwersalne prawo, które doprowadziło do tego ogromnego kataklizmu. Ale Ziemia będzie istnieć nadal, mimo ogromnych znisz­czeń. To dawało pewną nadzieję!

Nagle Horus zdał sobie sprawę, że łodzie mandżit nie będą już zdatne do żeglugi. Były uszczelniane smołą, która pod wpływem gorąca się topiła. Nieba­wem zaczną przeciekać i rychło zatoną w głębinach. Rozmyślając tak, Horus znowu zapadł w nerwowy półsen. Dlaczego – zastanawiał się – kapłani wskazywali na niewiarę jako na główną przyczynę katastrofy? Czyżby Stwórca nie miał nad nimi litości? Trzeba przemyśleć jeszcze raz to wszystko, aby móc to zrozumieć!

I tu historia zagłady Atlantydy dobiega końca. Wszystkie te fakty zostały później wplecione w religię egipską. Konstelacja Oriona, czyli Ozyrysa, została od­tworzona na ziemi w postaci trzech piramid w Gizie. Ponowne przebudzenie się Oriona (Ozyrysa) na gwiaździstym niebie stało się siłą przewodnią religii egip­skiej. Wszyscy kolejni faraonowie chcieli „urodzić się ponownie” na nieboskło­nie, na podobieństwo sławnego przodka. Oto powód, dla którego piramidy po­wtarzają układ gwiazd: były one szczytem królewskiego cyklu odrodzenia. Gwiezdna religia starożytnego Egiptu powstała z wiary, że królowie mogą po śmierci stać się gwiazdami. Ta religia przetrwała ponad 9000 lat!

Faraonowie uważali się za następców odrodzonego Horusa, Tego, Który Żyje. Po śmierci mieli narodzić się ponownie i wstąpić w gwiazdy.

Wszystkie pogrzeby odbywały się na zachodnim brzegu Nilu, gdzie piramidy symbolizowały konstelację Oriona na „brzegu” Drogi Mlecznej. Przewiezienie ciała na ten brzeg było rytuałem symbolizującym przejście duszy na drugą stronę niebiańskiego Nilu (Drogi Mlecznej), gdzie znajdował się raj i gdzie królował Ozyrys. Orion (Ozyrys) był pierwszym Bogiem-królem, który zmartwychwstał, a wzniesiony na jego cześć pomnik jest największym, jaki kiedykolwiek istniał, pomnikiem archeoastronomicznym.

W rytuale ważne były kierunki: południe oznaczało początek cyklu; zachód początek symbolicznej śmierci – moment, kiedy gwiazda znika za horyzontem; wschód symbolizował ponowne narodziny gwiazdy. Wszystko to na pamiątkę wy­darzeń dnia wielkiego kataklizmu.

Poza tym cała symbolika religijna nawiązuje do faktów, jakie zostały przyto­czone. Na przykład w Herakleopolis codziennie składano ofiarę z byka – na pa­miątkę skóry, w którą było owinięte ciało Ozyrysa. W świątyni w Denderze skóra byka była największą świętością. Utracone oko Horusa widnieje na piersi każde­go z faraonów – i tak dalej. W Egipcie można także odnaleźć „arki” z Atlantydy.

***************************************************************************************************

Łodzie z Atlantydy

Z poprzedniego rozdziału wiemy, że ci, którzy przeżyli katastrofę, zawdzię­czali ocalenie niezatapialnym łodziom mandżit. Znajduje to odzwiercie­dlenie w wierzeniach religijnych następnych pokoleń.

Odnalezienie statków pośrodku pustyni sprawiło tylko kłopot i spędzało sen z powiek wszystkim egiptologom, nieumiejącym tego wyjaśnić.

W maju 1954 roku archeolog Kamal-el-Mallak Naukowcy są zgodni co do tego, że precesja wpływa na nasze pole magnetycz­ne odkrył na południowym skraju Wielkiej Piramidy rów – długi na 31,5 metra i głęboki na 23,5 metra. Dwa metry poniżej odnalazł wielkie bloki wapienne, niektóre z nich ważyły po ponad 15 ton. Pod tym wapiennym stropem leżała rozebrana na części łódź z drewna cedrowe­go. Jej rekonstrukcja zajęła aż 14 lat, ale rezultat wart był wysiłku: statek miał 43 metry długości, czyli był tej samej wielkości, co łodzie, w których wikingowie pokonywali Atlantyk.

Odkrycie tego statku postawiło egiptologów wobec wielu kwestii do rozwią­zania. Jeśli statek zbudowali ludzie znający zasady budowy statków pełnomor­skich, to kim byli?

Zgodnie z akademicką nauką historii Egipcjanie byli nomadami przez setki lat przed pojawieniem się osadnictwa. Jakim cudem ludzie pustyni mogli zdobyć wiedzę o budowaniu statków morskich? Oczywiście, można twierdzić, że fara­onowie używali ich tylko w celach rytualnych, ale nawet jeżeli tak – skąd wzięli wzór takich statków?

Pytania, pytania i jeszcze raz pytania. Oczywiście znamy już jedyną logiczną odpowiedź: przejęli tę wiedzę od swoich przodków, którzy na podobnych stat­kach opuścili swój ląd.

„13 kilometrów od Nilu znaleziono flotę królewskich statków, których wiek wy­nosi: około 5000 lat. Eksperci twierdzą, że łodzie o długości od 15 do 18 metrów są najwcześniejszymi królewskimi statkami Egipcjan. Należą do najstarszych spośród kiedykolwiek odnalezionych statków”.

Ukryte w swoich grobach statki musiały pierwotnie znajdować się na piasku pustyni. Warstwa białej kredy otaczająca groby musiała sprawiać, że było je wy­raźnie widać z daleka w słońcu. Badacze ponadto są zgodni co do tego, że statki te były w stanie wytrzymać skrajnie trudne warunki pogodowe na morzu. Były jednak o ponad 500 lat starsze niż łódź znaleziona przy piramidzie. Jeszcze bar­dziej tajemnicze było to, że te same statki widniały na malowidłach ściennych, które były jeszcze starsze: co najmniej o 1500 lat. Egiptolodzy ciągle nie wiedzą, jak to wytłumaczyć.

Ale my wiemy. Atlantydzi byli ludem o wysokim poziomie żeglugi morskiej i doskonałej znajomości mapy świata. Wiedzieli wszystko o ruchach gwiazd i pla­net. Ta wiedza umożliwiała żeglarzom podróże do nowych krain.

3 października 2013 - Posted by | fragmenty ciekawych książek - polecam

2 Komentarze »

  1. Czemu nikt nie szuka odpowiedzi na pytanie, czy My pochodzi od ludzi Atlantydy czy oni pochodzą od Nas? a może ewoluowali do tego stopnia, że mogą bawić się z nami w Boga?

    Komentarz - autor: bedmat93 | 21 listopada 2013 | Odpowiedz

    • Nie czuję abym pochodziła od ludzi Atlantydy.Moim skromnym zdaniem jesteśmy czymś więcej niż doświadczaniem fizyczności w tym wymiarze.Może Oni to My a My to Oni?
      To jakby inna forma siebie samego w innym czasie na ziemi?.
      Oni jak i My zeszliśmy tu w ten wymiar aby się uczyć i doświadczać.
      Poznając ich ,,czas,, rozumiemy bardziej siebie ,poznajemy życie a także uwalniamy pamięć minionych wcieleń aby zrozumieć że przez cały czas dążymy do duchowego wzrostu nie tylko jednostki ale także cywilizacji czy całego społeczeństwa w ktorym zdecydowaliśmy się być

      Komentarz - autor: alaneiz | 23 listopada 2013 | Odpowiedz


Dodaj komentarz